Opowiadanie Ćmy

Posted by Konrad | Posted in | Posted on 12:02


Ćmy

Nosimy w sobie jakąś smutną historię, często nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Albo nie chcą dopuścić jej do siebie. Toną one w seksie, alkoholu, pragnieniu miłości. Dzieją się gdzieś między knajpą w której jesteś lubiany, monopolowym w którym cię znają, a łóżkiem którego nienawidzisz. Tam leżymy my.

Gorzcy, samotni, cyniczni we wzajemnym miłosnym uścisku szukający zapomnienia w fizyczności. Ślepo wierzący w coś więcej. Coś ponad te ociekające potem, rozgrzane do czerwoności ciała leżące obok siebie.

Nie ma od tego ucieczki. Nocne powietrze, ze swoją upajającą mocą rozpłynie się w jasności dnia, jakby go tam nigdy nie było.

Jedyne co pozostanie to plamy czerwonego wina na pościeli, po tym jak rzucił ją na łóżko. Trzymała w ręku kieliszek, którego zawartość rozlała się po całym łóżku. Sam złapał za butelkę i zaczął pic łapczywymi łykami, a rubinowy napój nocnych bogów wyciekał mu kącikami ust, skupiając się na ułamek sekundy na brodzie, skąd krwawą kroplą spadał na śnieżnobiałe hotelowe prześcieradło barwiąc je smutną parodią straconego dziewictwa.

Potem był już tylko dziki, ostry, bardzo namiętny seks. Paznokcie wbijające się w miękką skórę, dłonie wszczepione w pośladki i uda, zęby wbite w szyję, zamknięte oczy, otwarte do krzyku usta.

I nic więcej. Tylko ucieczka od prawdy. Okłamując się: to nie jest zwierzęca żądza. Szukając w pustce sensu.

- Kocham cię – szepnęła cicho, zdawać by się mogło samym swoim ciepłym oddechem.

- Ja ciebie też – odpowiedział po kilku sekundowej przerwie w czasie, której walczył z chęcią ucieczki. Po niecałej minucie wstał i poszedł pod prysznic.

Uwielbiał hotele. Uwielbiał jednorazowe przygody. Uwielbiał pozostawać w ruchu, nigdzie nie przebywać dłużej niż to potrzebne. Odkręcił gorącą wodę. Nie ma nic lepszego niż niemalże wrzący strumień spływający przez czoła, na kark, plecy i pośladki. Rozgrzewający zmęczone seksem i całonocną zabawą mięśnie.

Ciało umordowane dzikim tańcem, najpierw na parkiecie, potem zaś w łóżku, krzyczało znowu z rozkoszy, gdy gorące strugi pobudzały do dalszego życia, mimo że godzina była już tak późna, że aż wczesna. Niedługo na horyzoncie tego parszywego, dwulicowego miasta pojawi się przeganiający nocne marzenia i złudzenia świt.

A wtedy wampiry żyjące nocą ukryją się w podziemiach. W piwnicach, gdzie światło dnia nie dochodzi i można przeczekać znienawidzone godziny jasnego światła nieszczerych ludzi, nie umiejących pogodzić się z własną niedoskonałością.

Poczuł jak wzbiera w nim gorzki śmiech na tych wszystkich doskonałych za dnia ludzi. Takich jak ta, która leniwie przeciąga się w łóżku. Nudne życia w dobrze płatnej pracy, a może po doskonale zaliczonych studiach – nie słuchał zbyt uważnie, próbuje nadrobić rzucając się w ramiona pierwszego przystojniaka albo kogoś kto sprawia wrażenie wyjątkowego. Zaciekawił się, którym już był w tym tygodniu. Nie tylko jego znali w tym hotelu.

Weszła do łazienki, tonącej w parze. Nie lubił kiedy tak robiły. To były jego minuty przeznaczone na myślenie, ośmieszanie ludzkości i jej marnych zapędów. Jego małe prywatne miejsce, odcięte od świata ciepłem i mgłą w którym mógł się schować w czasie znienawidzonych godzin przed świtem.

Była ubrana. Powinna jeszcze leżeć w łóżku, oddychać zapachem seksu, a nie stać przed nim gotowa do wyjścia.

- Wychodzę. Przyznaję byłeś niezły młody, ale jutro muszę wstać do pracy. Zostawiłam ci na stolik pieniądze za hotel i coś ekstra. Nie dzwoń do mnie.

Wpatrywał się przez kilka sekund wściekle w jej plecy, gdy wychodziła. Nie czekała na jego odpowiedź, zresztą nie miał zamiaru się odzywać. Czuł tylko gotujący się w nim gniew. Jakim prawem ona to zrobiła?! Niektórych zasad się nie łamie!

Słuszny gniew opadał jednak. Zostawiła coś ekstra? Hmm, przynajmniej będzie miał za co wypic zanim zacznie się noc.

Pozwolił by struga gorącego deszczu wypłukała z niego resztki urażonego honoru. Wyszedł spod prysznica. Nagi, wciąż ociekający wodą wszedł do niedużego, lecz schludnego i gustownego pokoju hotelowego. Jego rzeczy leżały tam gdzie je wczoraj rzucił rozbierając się, czyli wszędzie.

- Znowu nie będę mógł znaleźć skarpet – mruknął pod nosem, jednocześnie otwierając kopertę w której było sto dwadzieścia złotych za hotel i jeszcze kilka setek w różnych nominałach.

Gwizdnął pod nosem. Musiał jej naprawdę przypaśc do gustu. Dała prawie dwa razy więcej niż się umawiali.

Comments (0)