Pościg

Posted by Konrad | Posted in | Posted on 12:53

POŚCIG









Muszę się przyznać do jednej rzeczy – zawsze miałem wyjątkowo miękkie serce. Szczególnie jeżeli o coś prosiła mnie wysoka brunetka nieśmiało patrząc wielkimi niebieskimi oczyma prosto w moje.
- Nie odchodź – powiedziała – Nie chce umierać.
Więc co mogłem zrobić? Szczególnie, że od kilku godzin gonili nas. Nie widziałem ich wyraźnie – byli tylko sylwetkami, których nie mogliśmy zgubić.
- Nie odejdę – złapałem jej dłoń i pociągnąłem za sobą na schody biegnące na dach. Nie pozostało nam już nic więcej. Piętra pod nami były już przez nich zajęte, mogliśmy już tylko uciekać coraz wyżej i wyżej licząc na cud.
Zacznę jednak od początku. Przez przypadek spotkaliśmy w knajpie nad Motławą, widzieliśmy się po raz pierwszy od lat – zdążyłem zapomnieć jej twarz, głos i ruchy. Minąłbym ją bez słowa na ulicy nie rozpoznając w niej mojej pierwszej miłości. Na szczęście ona mnie pamiętała i podeszła się przywitać.
Rozmawialiśmy jak za dawnych czasów – opowiedziałem jej o mojej nowej pracy jako programista.
- Zawsze miałeś smykałkę do komputerów. Pamiętasz jak kiedyś siedziałeś po 10-12 godzin przy jakieś głupiej grze? Boże jak ja tego nie znosiłam - musiałam konkurować z kartą graficzną o ciebie! Teraz to brzmi śmiesznie, ale przecież przez to się rozstaliśmy, że lepiej rozumiałeś Windowsa niż mnie.
- W sumie dużo się nie zmieniło, chociaż przynajmniej teraz mam z tego pieniądze.
- Boże! Czy ty w ogóle spotykasz się z kimś po pracy?
- Tak – skłamałem
- To dobrze przynajmniej jest jakiś postęp. Co tam słychać u reszty paczki?
- Nie mam pojęcia. Nie miałem z nimi kontaktu od kiedy przeprowadziłem się do Gdańska.
- Szkoda. W sumie to byli to bardziej twoi niż moi znajomi.
Nagle jej oczy rozszerzyły się ze strachu. Rzuciła się na mnie obalając na ziemię. Usłyszałem dwa strzały zza moich pleców i krzyk trafianych klientów knajpy. Ktoś podniósł mnie za frak do góry. Zszokowany spojrzałem na krwawą plamę na ścianie i martwego mężczyznę leżącego pod stolikiem.
- Uciekajmy – krzyknęła mi do ucha. Niewiele myśląc pobiegłem więc za nią w kierunku drzwi. Znowu rozległy się strzały. Poczułem pęd rozgrzanego powietrza obok policzka i zobaczyłem trafiający we framugę pocisk.
Wypadliśmy na ulicę. Strach dodawał sił pozwalając biec z prędkością o której nigdy w życiu nawet nie marzyłem. Narzekałem, że mam nudne życie... ktoś widać na górze postanowił zapewnić mi dodatkową rozrywkę...
Nie wiem ile tak pędziliśmy przez uliczki zanim odważyłem pomyśleć o zatrzymaniu. Dopiero trzy alejki dalej, gdy płuca odmawiały posłuszeństwa oparłem się o ścianę. Nogi pulsowały bólem, a od adrenaliny ręce telepały się niczym staremu alkoholikowi.
- Co się stało ? - wydyszałem
- Przepraszam, że cię w to zamieszałam. Nie myślałam, że będą mnie dalej śledzić – dostali przecież to czego chcieli.
- O czym ty, do cholery, mówisz?
- Nie mogę ci powiedzieć, jeżeli chcesz aby zostawili cię w spokoju.
- To dlatego zniknęłaś nie żegnając się z nikim? Dlatego mnie zostawiłaś? Nie chodziło wcale o komputery?
- Tak. To było najlepsze rozwiązanie. Teraz skręcisz w tą ulicę i zapomnisz o ty co dzisiaj widziałeś. Tak będzie lepiej, nigdy cię nie odnajdą - siedziałeś plecami do nich, a potem nie oglądałeś się za siebie.
- Dobrze rozejdziemy się, ale powiedz mi czym się zajmujesz. Chce to wiedzieć.
- Skoro chcesz to proszę bardzo. Jestem szpiegiem przemysłowym. Okradam korporacje z ich tajemnic i sprzedaję temu kto zapłaci najwięcej.
Nie byłem w stanie nic na to powiedzieć. Odwróciłem się i poszedłem w kierunku który mi pokazała. Chciałem jeszcze ostatni raz spojrzeć na nią, lecz gdy się obejrzałem nie było nawet śladu. Nagle zobaczyłem przed sobą wielką czarną sylwetkę i poczułem przeraźliwy ból w kroczu. Upadłem na ziemię. Chyba krzyknąłem, ale nie jestem pewien.
Gdy otworzyłem oczy siedziałem sam w pustym pokoju przywiązany do krzesła. Nad sufitem wisiała łysa żarówka, która dawała ostre nieprzyjemne dla oka światło.
- Imię i nazwisko? - głos dobiegł zza jego pleców. Nieprzyjemny i groźny w brzmieniu wzbudzał niepokój przechodzący w strach.
- Czego ode mnie chcesz? Nic nie zrobiłem.
- Imię i nazwisko?
- Zostawcie mnie w spokoju ja nic nie wiem.
- O tym się przekonamy. Imię i nazwisko, ostatni raz grzecznie pytam.
Zamknąłem oczy przygotowując się na ból. Usłyszałem huk otwieranych drzwi, dwa ciche wystrzały i odgłos padającego ciała. Bałem się spojrzeć kto stoi w drzwiach. Po chwili ktoś uwolnij mnie z więzów.
- Już dobrze, możesz otworzyć oczy. Przyszłam po ciebie.
Była to prawda. Uśmiechała się do niego nieśmiało chowając wciąż dymiący pistolet za plecami.
- Mamy mało czasu, trzeba uciekać i to szybko. Zaraz będzie tu ochrona.

Po raz drugi biegliśmy ile mieliśmy sił w nogach, znowu nic to jednak nie dało. Nie zdążyliśmy wybiec z budynku, ani dostać się do podziemnego parkingu. Wieżowiec był gigantyczny, więc chowaliśmy się, strzelaliśmy i znowu pędem na wyższe piętro. Trwało to już kilka godzin, gdy powiedziała mi:
- Nie uda nam się. Możemy uciekać tylko coraz wyżej, a w końcu znajdziemy się na dachu skąd nie będzie już ucieczki.
Przytuliłem ją mocno. Wtulona w moje ramiona dodała
- Nie odchodź; nie chcę umierać.
Walczyliśmy więc dalej. Byle dłużej, byle wyżej.

Usłyszałem ich kroki na schodach. Nie mieliśmy już gdzie uciec – staliśmy na dachu budynku rozpaczliwie w siebie wtuleni. Zablokowałem drzwi, ale to mogło nam najwyżej kupić kilkanaście dodatkowych minut na pożegnanie.
- Obiecałeś, że mnie nie zostawisz – szeptała w kółko
- Wymyślę coś. Mamy jeszcze czas.
Wiedziałem jednak, że go nie mamy. Myślałem najszybciej jak tylko umiałem szukając jakiegoś rozwiązania dzięki któremu moglibyśmy się uwolnić od prześladowców. Nagle mnie olśniło.
- Daj mi chwilę zaraz wrócę.
- Tylko tak mówisz. Jestem dla ciebie tylko snem – otworzysz oczy i zapomnisz o mnie.
Otworzyłem oczy w swojej kawalerce. Zasnąłem z głową na laptopie siedząc do późna nad najnowszy programem. Zacisnąłem z całej siły powieki, aby zapamiętać jej twarz. Rzuciłem się w kierunku kosmetyczki w poszukiwaniu pigułek nasennych. Gdy je znalazłem łyknąłem od razu sporą garść. Przegryzłem je, aby szybciej zadziałały. Ciągle miałem gorzki smak leków na języku kiedy położyłem się na łóżko. Widziałem jej twarz wyraźnie, teraz pozostało już tylko przypomnieć sobie co powiedziała. Wyobraź sobie co by powiedziała, gdybyś po kilka minutach wrócił do niej!
Delikatnie poruszając ustami, robiąc się z każdą sekundą coraz bardziej śpiący powiedział.
- Wróciłeś!
- Przecież wiesz, że mam za miękkie serce, aby pozwolić ci umrzeć.
Zanim do końca pogrążyłem się w ciężkim śnie pomyślałem, że skoro wróciłem to muszę dać jej jakoś na imię.



KONIEC

Comments (2)

Całkiem ciekawie, przypomina mi momentami styl Jacka Piekary

Jacka Piekary? Hmm muszę przyznac, że to porównianie mnie zaskoczyło. Za mało chyba go czytałem, aby zauważyc podobieństwo.