Dom

Posted by Konrad | Posted in | Posted on 16:16

Wymarzony dom był na razie tylko i wyłącznie niejasnym wyobrażeniem. Stał parter, częściowo piętro i garaż. Wszystko powoli wspinało się w górę na kolejnych pustakach nabierając kształtu. Wnosiła je powoli niska kobieta na swoich własnych plecach. Jej młodość przeminęła dobre kilka lat temu, gdy wysłała najstarszą córkę na studia. Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno jako dziewczynka biegała po gołych fundamentach. Minęło już tyle lat, pewnie zapomniała, że razem z ojcem obiecywali jej własny pokój w zamian za wyrzeczenia jakie musiała znosić.
Teraz wyprowadziła się z rodzinnego miasteczka na dobre. Stypendium w Stanach załatwione przez chrzestnego jej chłopaka otworzyło przed nimi nieznane wcześniej perspektywy. Grzechem byłoby z nich nie skorzystać. Tyle że nie zobaczą jej przez najbliższy rok. A ona nie będzie mogła zachwycić się gotowym domem.
Krok za krokiem obciążona ponad siły zbliżała się do tego wymarzonego momentu. Odkąd tylko się pobrali marzyli o mieszkaniu na własnym. Jej mąż, Daniel, dostał właśnie dobrą pracę w szkole gdzie wcześniej tylko od czasu do czasu uczył. Miał zostać nowym dyrektorem liceum w miasteczku leżącym jakieś dwadzieścia kilometrów od ich dawnego mieszkania. Ona, z wykształcenia fizyczka, miała też zagwarantowaną tam pracę. Idealna sytuacja, aby zacząć na poważnie realizować marzenia.
Brakowało tylko pieniędzy, ale od czego są kredyty? Po długich rozmowach doszli do wniosku, że kto nie ryzykuje ten nie wygrywa. Nie pomyśleli, że kończą się tłuste lata, a rata nie maleje w przeciwieństwie do ich pensji.
Niedługo po tym jak bank przyznał pieniądze zaczęła się recesja. Zamykano nierentowne szkoły, obcinano pensję, rolnicy wychodzili na drogi, demagogowie pojawiali się i znikali. Trzeba było oszczędzać, ale nie było już na czym. Budowa stanęła w miejscu, gdy nagle majstrowie zaczęli podnosić ceny, oszukiwać, obijać się, jak najdłużej wykonywać pracę. Daniel postanowił, że sam będzie pracował przy tym.
W międzyczasie urodziła się druga córka, a kiedy przeprowadzili się do niegotowego jeszcze budynku Ewa zaszła w ciąże po raz trzeci. Mimo to pomagała swojemu mężowi jak tylko umiała. Najczęściej oznaczało to wnoszenie różnych, ciężkich rzeczy na piętro gdzie pracował nad wnętrzem.
Kiedy zdawało się, że wszystko będzie dobrze, a w ciągu najbliższych kilku lat całość będzie gotowa los znowu odwrócił kartę. Dziewczynki nie dostały własnych pokoi, a Robert bawił się wśród pustaków na niedokończonym piętrze.
Najpierw przyszło zwolnienie, potem okazało się że fachowcy robiący lata temu dach zawalili sprawę. Belki podtrzymujące strop gniły. Wszystko mogło się zawalić.
Rodzina doradzała sprzedać dom w cholerę, zamieszkać na chwilę u rodziców mających duże mieszkanie kilkanaście kilometrów dalej. Byli jednak zbyt uparci i dumni, aby przyjąć ofertę. Nawet jeżeli w myślach zgadzali się z tą oceną sytuacji.
Pożyczyli pieniądze – tym razem nie od banku, lecz od rodziny. Budowlańcy zaczęli naprawę dachu, a Daniel szukanie lepiej płatnej pracy. Czasy były ciężkie – reforma szkolnictwa trafiła na okres bessy, głód zaglądał wszystkim w oczy, a perspektywa wyjazdu za granicę była czymś odległym, prawie nierealnym, w tych czasach.
Nie wierzyli w cuda, lecz jeden się trafił. Daniel dostał zieloną kartę, a córka ze swoim narzeczonym uprosili swoich znajomych, aby przyjęli jej ojca do pracy na ranczu. Tak oto z dyrektora szkoły, najlepszego liceum w okolicy, Daniel zmienił się w kowboja. Nie było to Silverado, ani żaden spaghetti western z Eastwoodem. Proza życia – gigantyczne jak na polskie warunki gospodarstwo, które trzeba oporządzić. Ciężka praca od świtu do zmierzchu dająca niewiele satysfakcji, lecz pozwoliła przez rok odłożyć dość pieniędzy, aby spłacić długi.
Dlaczego nie został na dłużej? Zadecydowała zwykła tęsknota, sentyment do jeziora ukrytego w lesie gdzie chodził z córkami i żoną, chęć wychowania własnego syna, odwiezienia go na pierwszą randkę, zobaczenia jego pierwszej miłości, pocieszania gdy po raz pierwszy będzie miał złamane serce. Daniel nigdy nie był praktycznym człowiekiem umiejącym liczyć pieniądze i stawiać je wyżej niż rodzinę czy przyjaciół. To chyba czyniło z niego dobrego człowieka. Głodnego ale dobrego.
Dlatego teraz Teresa musi wnosić pustaki pod sam dach. Syn jej pomaga jak może ale wciąż jest za młody, aby zdjąć ciężar z jej pleców. To co pomaga jej pokonywać kolejne stopnie, pomimo bólu w udach, szarpiących spazmów kręgosłupa, otartych dłoni z krótkimi praktycznymi paznokciami, było marzenie o własnym domu.
Życie nie jest sprawiedliwe. Za swoją ciężką pracę Teresa nie dostała należytej nagrody. Druga córka wyszła młodo za mąż – odziedziczyła charakter po ojcu. Ledwo wiązała koniec z końcem próbując skończyć studia. Jej mąż był żołnierzem, więc przynajmniej mieli dach nad głową, a kiedy zaczęła się reforma i rezygnacja z armii poborowej na rzeczy zawodowej nagle dostali zastrzyk gotówki. Szkoda że zapomnieli o tych którzy pomagali im w najcięższych czasach.
Najstarsza córka najpierw przeniosła się do Szkocji gdzie zrobiła doktorat i przez pewien czas nawet uczyła na tamtejszym uniwersytecie, potem wróciła do Stanów szukać tam szczęścia zanim zaczęła się recesja. Mieli trochę szczęścia, ale wszystko zawdzięczali swojej ciężkiej pracy na obczyźnie. Pewnie to ona sprawiła, że pomimo licznych kłótni, rozstań, burz i walki ledwie rok temu wzięli ślub jako bardzo szczęśliwa para.
W prawie że gotowym domu pozostał tylko syn. A i on za trochę ponad rok spakuje walizki. Pójdzie „w świat” studiować. Na początku będzie często przyjeżdżał dopóki pamięć nie zamaże wspomnień domu zastępując je wynajmowanym w cztery osoby mieszkaniem. Kiedy zacznie się praca nie przyjedzie na wakacje. Rodzice nie będą już wiedzieli jak wyglądają jego kolejne dziewczyny albo nowi przyjaciele. Kiedyś może przyjedzie z nimi wzbudzając przerażenie w matce.
A w nowym, wielkim, gotowym domu mieszkać będzie tylko Daniel z Teresą. Będą chodzić po miękkich dywanach, palić wieczorami w kominku i unikać trzech pokoi spóźnionych o dobre dziesięć lat.

Comments (0)