The Watchman: Strażnicy

Posted by Konrad | Posted in | Posted on 14:44

O Alanie Moor kiedyś napisano, że jest Dostojewskim wśród twórców komiksów. Jest w tym dużo racji, bo nie wszystkie stworzone przez niego postaci i historię są na swój sposób tragiczne, niezwykłe, ponadprzeciętne - nie zawsze jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Najlepszym tego przykładem jest właśnie the Watchman. Jest to historia ludzi, którzy przebierają się w stroje superbohaterów, aby walczyć z zbrodnią. Tylko, że nie są Supermanem czy Spidermanem. Są wyjątkowo sprawnymi i inteligentnymi ludźmi, obdarzonymi jednak wieloma wadami.

Film jest wierną adaptacją komiksu. Jest to wielki plus. Nie próbowano również uwspółcześniać historii zamieniając ZSRR na Al-Kaidę. Stworzyli za to klimat godny pierwowzoru. Brudne ulice, gangi, ciągłe zagrożenie - wszystko na swoim miejscu. Fabularnie również trzymano się komiksu. Nie mam więc zastrzeżeń do fabuły.

Do tego muzyka dobrana w sposób genialny. Wietnam i Ride of Valkiries, scena pogrzebu Komedianta i Sound of silence. Największe jednak wrażenie zrobił na mnie wstęp do filmu pokazujący początki bohaterów w maskach przy akompaniamencie Times are changing Boba Dylana.

Przez półtorej godziny siedziałem wielce zadowolony z filmu. Potem jednak cały nastrój poszedł się jebać. I to dosłownie. Scena seksu, bardzo odważna, na samej granicy pornografii przy muzyce Leonarda Cohena "Hallelujah" nie pasuje do tego co film wcześniej prezentował. A przy okazji była chyba jedynym popisem Malin Akerman, która drażniła mnie w co drugiej scenie z jej udziałem.

Potem film już nie podobał mi się równie bardzo. Być może fakt, że wszystkie sceny mówiące o oddaniu, miłości, wybaczeniu przypadały na Malin Akerman, która nie potrafiła tego przekonująco zagrać. To jednak moje subiektywne wrażenie.

Reszta aktorów została dobrze dobrana. Rorschach po prostu miażdży - głosem, wyglądem, grą aktorską. Jackie Earle Haley stworzył idealną kopię komiksowej postaci.

Jeżeli myślisz, że wybierasz się na kolejną kopię Spidermana albo Batmana, gdzie fabuła jest pretekstem dla efektów specjalnych to wyjdziesz zniesmaczony. Tutaj efekty specjalne i kostiumy służą fabule, która jest wypełniona dobrze skonstruowanymi postaciami o głębi niespotykanej w innych ekranizacjach komisków.

Film jest jednak nierówny. Jest kilka scen, które pozostawiły mi niesmak i niestety większość przypada na końcówkę, dlatego wyszedłem zachwycony w znacznie mniejszym stopniu niż gdybym musiał wyjść z kina po półtorej godziny.

Film polecam każdemu kto ma ochotę na trochę inne kino. Pierwsze półtorej godziny zasługuje na 10/10, końcówka to jednak mocne 8,5/10. Nie będę wyciągał z tego średniej, bo moim zdaniem kosmici chyba podmienili reżysera, który stworzył początek, po to aby zastąpić go jakimś przeciętniakiem.

Comments (0)