Automatyczne sny

Posted by Konrad | Posted in | Posted on 13:32

Automatyczne Sny



Nad Megapolis czasem latały samoloty należące do nieszczęśliwych ludzie nieznających swojego miejsca w rzeczywistości. Miliony świateł oświetlały puste, bezpieczne ulice. Wysokie budynki komponowały się z matematyczną precyzją z otaczającym je krajobrazem. Zapalone w domach lampy dawały wystarczającą ilość delikatnego światła, aby ciągle aktywnych mieszkańców uspokoić i uśpić. Tych o odpowiednich umysłach oczywiście.
Dla całej reszty istniał pociąg. Nie mieli oni samochodów, bo nie byli w stanie pojąć rozkładu ulic lub przepisów kodeksu drogowego. Izolowani w swoim prywatnym pociągu po cichu pracowali w nocy.
Kiedy reszta Megapolis spała oni linią 421 jechali przygotować świat. Zamiatali ulice, aby były idealne, pracowali na budowach, naprawiali zniszczony sprzęt. Młodzi przyuczali się do zawodów obserwując rodziców. Nielicznie pechowcy musieli kontrolować ich pracę, zamiast spać. Bez emocji wykonywali swoją powinność wiedząc, że przysłużą się całemu społeczeństwu.

Idealnie ogolony mężczyzna w skrojonym na miarę garniturze spokojnie obserwował uwijających się robotników. W myślach przeliczał prawdopodobieństwo skończenia budowy na czas. Było ono niskie. Martwiło go to niezmiernie. Trzeba będzie przyśpieszyć tempo. No i znaleźć zastępstwo dla wszystkich którzy go nie wytrzymają. Tylko, że morale wśród pracowników było kiepskie. Statystyki wskazują, że psychicznie nie wytrzymają i wszystko się zatrzyma.
Przechadzając się pomiędzy spoconymi robotnikami myślał o Większym Dobru. Wszystkie plany oraz badania wskazują, że są coraz bliżsi osiągnięcia wyznaczonego celu. Jednak bez jego projektu cały plan może paść. Badanie Słońca pozwoli odkryć tajemnice przeszłości i przybliżyć nas do przeszłości.
Chyba nie będzie innego wyjścia niż przekonać ich, aby szybciej pracowali. Patrząc na pokryte bliznami plecy siwowłosego tragarza rozważał różne opcje. Mógł kontynuować taktykę zwiększonej motywacji, ale obliczenia pokazują, że przestaje skutkować. Nadchodził etap apatii i bierności. Trzeba zmienić metodę.
Pozostała już tylko jedna droga. Kosmodrom musi być skończony w terminie inaczej cała misja zostanie przesunięta o dobre kilka lat. Sabotażyści nie próżnują, tylko dzisiejszej nocy w wypadkach zniszczono dziesięciu pracowników. I dobrze, dzięki temu budowa nie odstawała od normy. Liczne historyczne przykłady potwierdzają, że najlepszym spoiwem jest krew.
W myślach wybrał numer i połączył się z centralą. Zamówił transport nowych robotników oraz jeden kontener motywacyjny. Typ Mk IV, kod czerwony – najwyższy priorytet. Teraz mógł już tylko czekać, aż przyjdzie transport zakazanych dla Ludzi towarów, takich jak na przykład książki..

Numer 880608 wykonywał swoje obowiązki. Nienawidził ich z całego serca, a nawet bardziej. Czuł jak w jego sercu rośnie gniew. Nie zwracał nawet uwagi na impulsy elektryczne wysyłane przez implant mające go uspokoić. Do tego bólu przywykł, nie mogli go do niczego zmusić. Wypchnięty przez społeczeństwo, gdy okazało się, że nie ma pożądanych zdolności znalazł się na samym dnie. A było ono grząskie. Niemożliwym było odbić się od niego.
Wtedy usłyszał szept, dziesiątki szeptów. Wiedział, że nadchodzą. Odrzucił narzędzia mimo, iż karą była śmierć. Przechadzali się spokojnie pomiędzy nami. Każdy wiedział jak wyglądają. Idealni w swojej niedoskonałości. Opętani tylko jedną myślą – zniszczyć nas wszystkich. Tak mówiły filmy wyświetlane w pociągu. Zabiją kogoś z nas! Uciekaj, uciekaj, uciekaj, szybko schowaj się zanim cię zauważą. Byli tu wczoraj i wybrali kogoś. Inni też ich na pewno widzą.
“A my widzimy ciebie” - usłyszał w swojej głowie. Głos był delikatny, kobiecy, wręcz anielski - “pomożemy ci, pamiętaj tylko”. Chyba przestał się wtedy bać. Sądził, że nie mogło stać się nic lepszego. Uśmiechnął się do znajomych, niektórych nie widział już od wielu lat. Radość powoli opływa go pozwalając zapomnieć o pracy, a myślą uciec w kierunku dawno przeczytanych książek, krajobrazów oraz pewnemu zdarzeniu.
"Pamiętaj tylko."
Znowu usłyszał ten huk! Nalot! Gdzie są wszyscy?! Pieprzyć ich i ich zasrane życia! Byle szybciej do schronu. Za duży hełm opada na oczy, a karabin boleśnie wbija się magazynkiem w bok. Poprzez ruiny, prosto do bazy. Biegiem. Eksplozje są coraz bliżej, kamienica tuż obok wali się od samej fali uderzeniowej. Podmuch przewraca na ziemię. Pomimo mocno zaciśniętych oczu, nie zapomnisz gdzie jesteś. Smak pyłu w ustach przywraca do życia. Wtedy wbiegł prosto na tych zimnych, mechanicznych drani... złapał za karabin... oni już wycelowali... pierwsza seria pozbawiła go życia przebijając kamizelkę, sięgając serca oraz zmieniając płuca w poszarpane strzępy.
----------------------CRITICAL ERROR, USER WILL BE DELETED-----------------------------------
Nastała prawdziwa ciemność, nie pozostało nic. Co najwyżej śmiech martwych bogów.

Detektyw Marius III siedział wpatrując się tępo w ścianę. Należał do Ludzi, jednak konieczność obracania się pośród Niższych mogła źle na niego wpłynąć. Dlatego kiedy zdecydował się na służbę podłączono mu implant. Zabezpieczał jego umysł przed niepożądanymi myślami oraz na bieżąco przesyłał obraz jego duszy do głównego komputera. Dzięki temu nawet jeżeli zginie na podstawie ostatniego zapisu bez problemu odtworzą go. Zdarzyło mu się to już trzy razy. Zawsze miał wrażenie, że czegoś brakuje. Podobno zawsze tak jest, gdyż ostatnie chwile życia są wycinane, aby oszczędzić cierpienia ofierze.
Teraz śledził w myślach ostatnią sprawę. Od początku budowy zginęło ponad trzy tysiące robotników, wszystkie ofiary to Niżsi w przedziale wiekowym od trzydziestu do trzydziestu pięciu czyli najstarsi, najbardziej doświadczeni. Dokładnie dziesięciu odnajduje się tuż przed świtem. Spojrzał na zegarek, za dwie godziny wstanie świat aby swoją pracą świętować kolejny wspaniały dzień. On zaś dostanie kilka godzin w komorze snu, a potem złoży raport. Za minutę zadzwoni kierownik przesyłając listę ofiar. Zawsze o tej samej porze od już prawie roku.
Wziął płaszcz, pistolet i poszedł do windy. Wcisnął z niechęcią przycisk. Od ostatniej śmierci nie przepadał za małymi, ciasnymi pomieszczeniami. Nikt nie chciał mu wyjaśnić dlaczego, ale wiedział, że miało to związek z zdarzeniami sprzed trochę ponad roku. Wtedy zabito go i nigdy nie ujęto sprawców. Nawet odtworzony obraz ostatnich chwil życia nie pomógł. Był zamazany, a twarze ludzi oraz miejsca były niewyraźne.
A wszystko to z powodu kilku idiotów, którzy wybrali samobójstwo. Myślał o tym, aby odciągnąć się od jadącego w jego stronę pudła, do którego miał wsiąść. Wiedział, że nie może ciągle chodzić schodami – przecież od tego jest winda (pieprzone blaszane więzienie), aby ułatwić mu życie.
Z dwojga złego wolał jednak wspomnienia. Wszedł do windy i pogrążył się we wspomnieniach

Wszystko zaczęło się rok i dwa miesiące temu w tej samej windzie. Jego szef zadzwonił, gdy zjeżdżał zająć się sprawą zbiorowego samobójstwa wśród Niższych. Znaleziono ich w piwnicy szkoły dla Ludzi. Leżeli z przeciętymi tętnicami szyjnymi każde z nich głową skierowane w inną stronę świata, a po środku narysowany był jeden z zakazanych symboli. Jego dokładny obraz został wymazany z jego pamięci przez Służby Medyczne przed przeniesieniem świadomości do nowego ciała. Standardowa procedura mająca ochronić jego umysł przed zgubnym wpływem nadmiernej wiedzy.
Zanim zaczęto stosować tą metodę pojawiły się wśród detektywów śledczych przypadki samobójstw poprzez uszkodzenie implantu. Była to rzecz nie do pomyślenia. Jako jedna z nielicznych nasza profesja została wyposażona w funkcje zapisu pamięci właściciela. Dzięki temu mieliśmy pewność, że nasze życie nie jest jednorazowe, oraz że jesteśmy na tyle wartościowi, aby naszą świadomość należało powtórnie wykorzystać.
Wszystko szło gładko. Jak zawsze, w końcu nie na darmo już dwukrotnie mnie przenoszono. Urząd Spraw Wewnętrznych znalazł jednego z niedoszłych samobójców. Pracowali u nich najlepsi analitycy ludzkich zachowań. Potrafili przewidzieć każde zachowanie oraz każdy gest dowolnej osoby o której mają odpowiednią ilość danych. Nic więc dziwnego, że odnaleźli i tchórza, który psychicznie nie wytrzymał napięcia. Po stworzeniu jego portretu mentalnego prześledzono zapisy z ostatnich dni pośród Niższych. Dwie godziny później siedział w pokoju przesłuchań, a USW przygotowywało go na spotkanie ze mną. Nigdy jednak do niego nie doszło. Gdzieś pomiędzy komisariatem, a jego mieszkaniem doszło do katastrofy. Zginęło wielu Ludzi, większość nie posiadająca nawet jeszcze własnego banku genetycznego. To była prawdziwa tragedia. Kilkumiesięczne opóźnienia z powodu braku odpowiednich specjalistów. Do tego nigdy nie wyjaśniona sprawa.
Szef opowiadał mi potem, nieoficjalnie oczywiście bo nie wolno przypominać martwemu poprzedniego życia, że krzyczałem coś o niedziałającej windzie, a potem była cisza. Nie taka zwykła, lecz ktoś odciął mnie od mojej centrali. Nie wiadomo jak tego dokonali, jednak z całą pewnością ci terroryście nie wzięli się znikąd. Taki sprzęt kosztuje naprawdę dużo, a państwo wiedziało o stanie konta każdego.
Tok myśli został urwany. Automatyczny system obróbki myśli usunął go z pamięci. Zamiast tego wrzucił rozważanie nad Wyższym Dobrem oraz jego zbawiennym wpływem na społeczeństwo. Maszyna śledząca działanie programu dodał do archiwów Detektywa Mariusa III notatkę z dzisiejszą datą “Kwestionowanie skuteczność aparatu bezpieczeństwa państwa”. Od niecałego roku, dzień w dzień powtarzała się ta sytuacja. Niedługo osiągnie tolerowaną dla śledczych granicę. Zostanie przekwalifikowany na inne odpowiedniejsze stanowisko. A jeżeli będzie miał pecha stanie się Niższym.
Tymczasem Marius III zapomniał co go tak dręczyło. Miał to na końcu języka, ale zrozumiał, że nie było mu przeznaczone odnaleźć, gdyż nie wspierał w ten sposób Większego Dobra. Uspokojony, że czuwa nad nim opiekuńczy duch Urzędu Kontroli odprężył się pozwalając zawładnąć sobą.

Comments (0)